Zwykle mrugamy pięć lub sześć razy na minutę, lub raz na 10 - 12 sekund. Kiedy jesteśmy zestresowani, na przykład, gdy ktoś wie, że kłamie — może zamrugać pięć lub sześć razy w krótkim odstępie czasu. Kiedy ktoś zamyka oczy na sekundę lub dwie, może to oznaczać, że kłamie, ponieważ jest to rodzaj mechanizmu obronnego.
6. Tworzenie słuchowe – oczy naszego rozmówcy uciekają w lewą stronę do boku, w tym stanie tworzymy dźwięki np. słyszymy tekst naszego przemówienia. 7. Tworzenie wzrokowe – oczy naszego rozmówcy uciekają w lewą stronę do góry, w tym stanie wizualizuje sobie swoje pomysły np. widzimy jak będzie wyglądał nasz dom.
24 mil views, 333 likes, 63 loves, 47 comments, 73 shares, Facebook Watch Videos from Mariola Kurczyńska - doradca rodzicielski: Przyłapałaś/eś swojego kilkuletniego brzdąca na kłamstwie? Zdarza
Innym symptomem mijania się z faktami może też być relacjonowanie tego, co się zdarzyło zawsze w taki sam sposób, bez zająknięcia, bez wątpliwości co do kolejności zdarzeń. Mało kto potrafi bez zastanowienia wyrecytować przebieg np. swojego dnia, co po kolei robił, z kim się spotkał i tym podobne. Kłamca ma „przećwiczony
Translations in context of "mnie w żywe oczy" in Polish-English from Reverso Context: Jak śmiesz mnie niepokoić i kpić ze mnie w żywe oczy. Translation Context Grammar Check Synonyms Conjugation Conjugation Documents Dictionary Collaborative Dictionary Grammar Expressio Reverso Corporate
kłamać w żywe oczy. to lie through one's teeth. kłamać jak z nut. to lie through one's teeth. nie umiem kłamać. I'm not a good liar. kłamać jak najęty [ lub jak z nut] to lie blatantly [ or flatly]
. fot. Adobe Stock, VadimGuzhva Bywało, że Grzesiek wyjeżdżał nawet na cały tydzień. Ale ja w tym czasie się nie nudziłam. Kiedy mąż znikał, umawiałam się na ploteczki z najlepszą przyjaciółką Iwoną. – Nie rozumiem, jakim cudem znosisz te podróże Grześka z takim spokojem? Gdybym ja straciła swojego Pawła z oczu choćby na dwa dni, chyba bym zwariowała z niepokoju – zapytała któregoś razu. – Niby dlaczego? – zdziwiłam się. – Bo bała bym się, że gdy ja tu tęsknię i czekam, on zabawia się z jakąś panienką w hotelowym pokoju… – Poważnie? To ci współczuję, bo ja się nie boję. Ani trochę. Jestem pewna, że Grzesiek jest mi wierny jak pies… – odparłam. Mówiłam szczerze. Pobraliśmy się z wielkiej miłości i nasze uczucie mimo upływu lat nie wygasało. Wręcz przeciwnie – rozkwitało. Kiedy mąż wracał do domu, od razu szliśmy do sypialni. Kochaliśmy się do białego rana, bo nie mogliśmy się sobą nasycić. Ufałam mu i wierzyłam, że zawsze będę jedyną kobietą w jego życiu. Jakieś trzy lata temu zachowanie męża jednak nagle się zmieniło. Grzesiek stał się, delikatnie mówiąc, bardzo wstrzemięźliwy w tych sprawach. Kochał się ze mną coraz rzadziej i krócej. A kiedy raz nie stanął na wysokości zadania, zaczął unikać zbliżeń jak ognia. Nie pomogły tłumaczenia, że to przecież nic takiego i każdemu się może zdarzyć. Zaciął się w sobie i już. Próbowałam zachęcić go do działania. Zakładałam seksowną bieliznę, rozstawiałam nastrojowe świece w sypialni, podawałam wykwintną kolację, szeptałam do ucha czułe słówka. Nic nie pomagało. Było gorąco jak na Saharze, a teraz... Islandia – Przepraszam cię, ale jestem potwornie zmęczony i boli mnie głowa. Nie mam ochoty na seks – mówił, a potem okrywał się szczelnie kołdrą i odwracał do mnie plecami. Nie rozumiałam, co się dzieje. Przecież jeszcze nie tak dawno w naszej sypialni było gorąco jak na Saharze. A tu nagle zima jak na biegunie. Już mnie nie kocha. Kogoś ma – kołatało mi w głowie. Chciałam się wyżalić Iwonie, ale było mi głupio. Przecież z taką dumą i przekonaniem w głosie opowiadałam jej, jaka jestem pewna miłości i wierności męża. W końcu jednak nie wytrzymałam i opowiedziałam jej, jakim to chłodem wieje teraz z naszej sypialni. – Myślisz, że to dowód na zdradę? – wykrztusiłam załamana. – Teoretycznie tak… Ale pewności nie ma. Może rzeczywiście jest zmęczony i boli go głowa? – zastanawiała się głośno. – Przez cały czas? Chyba sobie żartujesz! Dziękuję ci, że starasz się być delikatna, bo nie chcesz mnie dołować, ale to niepotrzebne. Mam dość domysłów, pytań. Muszę poznać prawdę i się z nią zmierzyć. Choćby była najgorsza – westchnęłam. Od tamtego dnia zaczęłam szukać dowodów na to, że Grzesiek mnie zdradza. Gdy wracał do domu, przeszukiwałam mu kieszenie, czytałam esemesy, zaglądałam do skrzynki mailowej. Choć starałam się być bardzo ostrożna, raz dałam się przyłapać z jego komórką w ręku. Nie usłyszałam, jak wyszedł z łazienki… Wkurzył się okrutnie. Krzyczał, że nie mam prawa czytać jego korespondencji, że to jego prywatne sprawy. – A dlaczego? Przecież jesteśmy małżeństwem, nie powinniśmy mieć przed sobą żadnych tajemnic. No chyba, że masz coś do ukrycia – odparowałam. – Niby co mam do ukrycia? – A to, że masz kochankę albo nawet kilka! – wrzasnęłam histerycznie. – Słucham? Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy? – wytrzeszczył oczy. – Naprawdę nie wiesz? Nie rozśmieszaj mnie! Kiedyś od razu po powrocie z delegacji ciągnąłeś mnie do sypialni. A teraz traktujesz mnie jak powietrze! – Bo źle się czuję, jestem zmęczony, Anitko. Sam nie wiem, dlaczego… – Bo zaliczasz za dużo panienek! – przerwałam mu brutalnie. – Wiesz co? Zachowujesz się jak kompletna wariatka! Nie chce mi się z tobą gadać – machnął tylko ręką. Następnego dnia zorientowałam się, że zabezpieczył telefon i laptop hasłami. To jeszcze mocniej utwierdziło mnie w przekonaniu, że jednak ma coś na sumieniu. Ta myśl nie pozwalała mi normalnie funkcjonować, spokojnie zasnąć. Mijały kolejne miesiące. Choć nie znalazłam żadnych dowodów, nadal oskarżałam Grześka o zdrady. Tak się zafiksowałam, że nie mogłam myśleć o niczym innym. On oczywiście się wypierał, ale nie wierzyłam w ani jedno jego słowo. Byłam przekonana, że kłamie w żywe oczy. Nocami beczałam w poduszkę. Często dochodziło między nami do awantur, a nasze szczęśliwe małżeństwo zaczęło się rozpadać. I pewnie rozpadłoby się na dobre, gdyby nie tamten wypadek. To było dwa lata temu. Grzesiek pojechał w delegację do Krakowa. Gdy wracał, stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo. Karetka zabrała go do szpitala. Gdy usłyszałam od policji, co się stało, omal nie zemdlałam. Spadły mi klapki z oczu W jednej sekundzie zapomniałam o wszystkich podejrzeniach, złości i żalu. Błyskawicznie wsiadłam w samochód i ruszyłam w ponad dwustukilometrową podróż do szpitala. W drodze modliłam się tylko o jedno: żeby przeżył. Na miejsce dotarłam po trzech godzinach. Jak szalona biegałam po korytarzach szpitala, szukając kogoś, kto mógłby mi powiedzieć, w jakim stanie jest Grzesiek. W końcu dopadłam lekarza. – Życiu pani męża nie zagraża żadne niebezpieczeństwo. Jest tylko porządnie poobijany. Chyba jechał bardzo wolno albo miał wiele szczęścia – usłyszałam. – Jest pan pewien? Zrobiliście wszystkie badania? Przecież mąż może mieć jakieś obrażenia wewnętrzne – dopytywałam się rozgorączkowana. – Spokojnie, zrobiliśmy… I żadnych obrażeń nie ma. Znaleźliśmy za to sporych rozmiarów guz. Ostateczną diagnozę postawi specjalista, po kolejnych badaniach, ale wszystko wskazuje na to, że to gruczolak, czyli guz przysadki – odparł. Nogi się pode mną ugięły. – Grzesiek ma raka mózgu? – Tak, ale to łagodna zmiana, więc proszę nie wpadać w panikę. Męża czeka prawdopodobnie operacja, ale po niej poczuje się zdecydowanie lepiej. – Jak to lepiej? Mąż nigdy nie narzekał na zdrowie… – Nie skarżył się na dokuczliwe bóle głowy? – Skarżył się. Ale myślałam, że to z przemęczenia. Mąż dużo pracuje, wiele godzin spędza w samochodzie – przyznałam. – A jak tam w sypialni? Wszystko dobrze? Pytam, bo taki guz u mężczyzn powoduje często spadek libido, a nawet impotencję… – Może pan powtórzyć? – nie wierzyłam, czy dobrze słyszę. – Czyli ten objaw też pani, że tak powiem, zaobserwowała? – uśmiechnął się pod nosem. Zaczerwieniłam się. – Owszem, zaobserwowałam. Tylko myślałam… – zaczęłam się plątać. – Zresztą nieważne, co myślałam… Z przeraźliwą jasnością dotarło do mnie, że niesłusznie oskarżałam Grześka o zdrady i urządzałam mu te wszystkie awantury. Bo za zimę w sypialni odpowiadał guz. Z jednej strony byłam szczęśliwa, ale z drugiej miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu. Gdy już nieco ochłonęłam, poszłam do męża. Gdy mnie zobaczył, lekko się skrzywił. – Jak widzisz, nie zabawiam się z żadną panienką. Jeśli nie wierzysz, zajrzyj pod łóżko – rzucił z przekąsem. – O rany, przecież wiem… I przepraszam. Byłam idiotką… Zazdrość mnie zaślepiła… – zaczęłam się tłumaczyć. – O, widzę, że już wiesz o guzie i jego przykrych, choć przejściowych następstwach? – Tak… Rozmawiałam z lekarzem. Dlaczego mi nie powiedziałeś, że źle się czujesz? I masz kłopoty z… no wiesz z czym? – Próbowałem… Mówiłem ci, że wiecznie boli mnie głowa i sam nie wiem, co się ze mną dzieje. Ale ty nie słuchałaś. Wyjechałaś z tymi panienkami i ochota na rozmowę mi przeszła. Zwłaszcza o takich trudnych dla faceta sprawach. A potem… Potem już było tylko gorzej. W ogóle nie dało się z tobą gadać… – machnął ręką. – Obiecuję, że to się już nigdy nie powtórzy, że najpierw cię wysłucham, spokojnie przemyślę sprawę, a potem będę wyciągać wnioski. Tylko już się nie gniewaj, dobrze? – patrzyłam na niego z pokorą. – No nie wiem… Porozmawiamy po operacji… Zobaczymy, jak się spiszesz. W sypialni… – mrugnął do mnie. – Już nie mogę się doczekać! – wykrzyknęłam. Mówiłam szczerze. Czułam, że kochałam Grześka, chyba nawet mocniej niż przed tymi wszystkimi awanturami, i chciałam, by jak najszybciej było między nami jak dawniej. Niestety, pandemia sprawiła, że musiałam uzbroić się w cierpliwość. Mąż przeszedł operację guza dopiero dwa miesiące temu. Na szczęście, tak jak zapowiedział lekarz, czuje się znacznie lepiej, bo gdy wraca z delegacji, znowu bierze mnie w ramiona i zanosi do sypialni… Czytaj także:„Po 15 latach w końcu oświadczyłem się Bożence. Mieliśmy żyć w wolnym związku, ale jej choroba pokrzyżowała nam plany”„Matka była naczelną plotkarą we wsi. Nie pozostawiała na ludziach suchej nitki. Uknułem intrygę, by zakończyć tę farsꔄPragnę dziecka, ale ledwo wiążemy koniec z końcem, a była mojego faceta wysysa z nas ostatnie pieniądze na alimenty”
Obrzydliwa propaganda sączy się z putinowskich mediów do umysłów zwykłych Rosjan. Dziennikarka jednej z największych stacji telewizyjnych w Rosji kłamie w żywe oczy prezentując fałszywy obraz sytuacji na Ukrainie. Kiedy w atakach rakietowych na ukraińskie miasta giną kobiety i dzieci, rosyjska żurnalistka prezentuje obrazki rzekomo spokojnych ulic ukraińskich miast. Jej obrzydliwe kłamstwa zostały jednak bezlitośnie obnażone. Zobacz to wideo Nawet mistrz hitlerowskiej propagandy Joseph Goebbels (+48l.) mógłby uczyć się fachu od rosyjskiej dziennikarki prezentującej wiadomości na temat wojny na Ukrainie. Prezenterka programu pierwszego publicznej telewizji w Rosji w obrzydliwy sposób kłamie na temat sytuacji w sąsiednim kraju. Kiedy na ukraińskie miasta spadają rosyjskie bomby i rakiety ufryzowana i umalowana rosyjska dziennikarka z uśmiechem na ustach opowiada, że na Ukrainie sytuacja jest spokojna. - W czasie rzeczywistym możemy popatrzeć, co konkretnie dzieje się w ukraińskich miastach. Na tle histerii zachodnich mediów w obiektywnej ocenie sytuacji pomagają kamery umieszczone na ulicach. Tu na przykład mamy stolicę Ukrainy - Kijów, cisza i spokój. To już kadry z Charkowa - dzień jak co dzień. A tu Sumy: po ulicach jeżdżą samochody. Ogółem, nie dzieje się nic takiego, żeby mówić o alarmującej sytuacji. - obrzydliwie kłamie będąca na usługach Putina dziennikareczka. Co to za program? Jest to program informacyjny Novosti Pierwszego Kanału, najważniejszej rosyjskiej telewizji państwowej, główne wydanie jest codziennie o 21:00 czasu moskiewskiego, obecnie ze względu na sytuację wiadomości są emitowane nawet co godzinę. Zobacz teżJak naprawdę wygląda sytuacja na Ukrainie. Relacja na żywo dziennikarzy Super Expressu. TUTAJ Na szczęście jej kłamstwa zostały szybko zdemaskowane. Internauci zestawili narrację prezentowaną przez oficjalny kanał rosyjskiej propagandy z prawdziwym obrazem rzeczywistości. Film robi furorę w Internecie a wiele osób włącza się w akcję nagłaśniania rosyjskich kłamstw na temat wojny na Ukrainie. Dołączył do nich znany polski komik Abelard Giza, który udostępnił film i zaapelował do swoich fanów, również w języku rosyjskim. - Kochani! 1. Polubcie ten film. 2. Kliknięcie w tę flagę po prawej, żeby zapisać. 3. Wyślijcie go wszędzie gdzie się da. 4. Wejdzie na moje stories - tam szczegóły akcji! Дорогие Россияне, откройте глаза! Остановите зло! - prosi Abelard Giza. Film prezentujemy poniżej a w dalszej części artykułu prezentujemy na zdjęciach jak naprawdę wygląda sytuacja na Ukrainie gdzie giną kobiety i dzieci. Najnowsze PRAWDZIWE zdjęcia z Ukrainy zobaczycie w galerii poniżej.
Pierwsza informacja z Kancelarii Sejmu brzmiała, że premii wicemarszałkom nie wypłacono. Mimo że jeden z wicemarszałków sam się do tego przyznał. Nagle wczoraj ludzie Kuchcińskiego zmienili zdanie. - Informacje były zgodne z naszym stanem wiedzy w tej kwestii. Przedstawione zostały dane na koniec listopada, premie zaś zostały przyznane w grudniu. Ubolewamy nad tym, że ta nieścisłość mogła wprowadzić redakcję i Czytelników w błąd - odpowiada nam sejmowe biuro prasowe. Opozycja na Kuchcińskim nie pozostawia suchej nitki. - Kłamstwo ma krótkie nogi i pan Kuchciński powinien doskonale o tym wiedzieć, na przykład po sprawie z podróżą jego syna do Rzymu (zabrał go razem z parlamentarną delegacją - red.). Ale teraz przeszedł samego siebie. Kłamca nie powinien być marszałkiem Sejmu - mówi nam posłanka Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus (44 l.). Podobnego zdania jest poseł PO Borys Budka (38 l.). - Marszałek Sejmu ma być transparentny, co podkreślam na każdym kroku. Kuchciński utrudnia pracę dziennikarzom. Informacja dotycząca premii i nagród powinna być dostępna od ręki. Kłamstwo w tym przypadku powinno skutkować pociągnięciem do odpowiedzialności pana marszałka- komentuje. Przypomnijmy, iż na początku grudnia sejmowe biuro prasowe twierdziło, że premii nikt nie otrzymał. Kilka dni później na konto wicemarszałków wpłynęło po 13 tys. złotych, o czym poinformował wicemarszałek Stanisław Tyszka (37 l.). Jak wynika z doniesień medialnych, 12 grudnia wciąż twierdzono, że premii nie było. Zobacz także: Kompromitacja Marka Suskiego na komisji Amber Gold
Niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy w życiu nie skłamał. Jeśli zastanawiają się nad tym dorośli, zwykle dochodzą do wniosku, że pierwszy raz dopuścili się kłamstwa (i to często w żywe oczy) już w dzieciństwie, w okresie przedszkola. Czy popełnili wówczas jakąś zbrodnię? Nie. Nic dziwnego w tym, że dziecko kłamie. Nawet, jeśli kłamie w żywe oczy. Oczywiście, jest to bardzo krzywdzące dla rodziców, kiedy widzą, że ich dziecko kłamie. Zwykle na myśl w pierwszej chwili przychodzą wyrzuty sumienia, że nie tak wychowali i chcieliby wychowywać pociechę, a także fakt, że ich dziecko nie ma do nich zaufania i nie jest wobec nich szczere. Takie wnioski są normalne, ale zwykle zbyt pochopne, gdyż kłamstwa u dzieci w wieku przedszkolnym to chleb powszedni. Dzieje się tak przeważnie dlatego, że dziecko nie jest świadome, że kłamstwo to coś złego. Co więcej, zwykle dziecko dopuszcza się kłamstwa, nie do końca wiedząc, co to znaczy i jakie może mieć konsekwencje. Istnieje jednak kilka powodów, które wyjaśniają, dlaczego dziecko mija się z prawdą. Psychologowie nie uważają, że kłamstwa u dzieci to coś złego czy powody do zmartwień. Wyjaśniają jednak, dlaczego dziecko kłamie. Jak się okazuje, kłamstwa u dzieci, w szczególności te notoryczne, mogą być wysyłanymi przez nich znakami, które każdy rodzic powinien umieć odczytywać. W szczególności, że na większość z nich może mieć realny wpływ. Po pierwsze, dziecko może kłamać, ponieważ boi się rodziców i tego, że zostanie ukarane za to, że coś spsociło. W takiej sytuacji ważna jest rola rodziców i ich sposób reagowania na takie sytuacje. Oczywiście, zamiast krzyku lepiej stosować spokojne tłumaczenie dziecku, co zrobiło źle. Innym źródłem kłamstw u dzieci może być potrzeba i chęć zwrócenia na siebie uwagi. Bardzo często dzieci koloryzują pewne sprawy, imaginują np. różne dolegliwości, aby zakomunikować między wierszami rodzicom, że powinni poświęcić im więcej czasu, pochylić się nad nimi, zatroszczyć. Powszechnie znanym powodem kłamstw jest potrzeba przynależności. Jak się okazuje, w tym celu notorycznie kłamią nie tylko dorośli, ale i dzieci. Przedszkolaki również chcą się przypodobać kolegom czy koleżankom, zdobyć uznanie w towarzystwie. Należy także pamiętać, że dzieci są bardzo bacznymi obserwatorami życia. I to nie tylko w sposób aktywny, ale i bierny. To właśnie dlatego dzieci często wynoszą kłamstwa z domu. Maluchy dostrzegają, że ich rodzice czy rodzeństwo dzięki kłamstwom osiąga wcześniej założone cele, a co za tym idzie czerpią wzorce od swoich najbliższych. Co zrobić, gdy dziecko kłamie? Zanim rodzic podejmie mniej lub bardziej słuszną decyzję odnośnie do kłamstwa dziecka, powinien odpowiedzieć sobie nie tylko na pytanie, co zrobić, gdy dziecko kłamie, ale również jakiego typu kłamstwa się dopuściło i co mogło chcieć nim zakomunikować. Są bowiem kłamstwa reaktywne, których celem jest uniknięcie przykrych konsekwencji oraz aktywne, które służą osiągnięciu założonych korzyści. Stosując pierwsze z nich, dziecko czegoś się bało, a stosując drugie, chciało coś zdobyć. Dla rodzica to ogromna podpowiedzieć w ustaleniu przyczyny kłamstwa bądź notorycznych kłamstw. Co zrobić, gdy dziecko kłamie? To pytanie zadaje sobie wielu rodziców. Odpowiedzi na nie jest kilka. Przede wszystkim nie można dziecka karać za to, że skłamało. Trzeba mu tłumaczyć, że tak nie można robić, ale do mówienia prawdy zachęcą go pochwały za odwagę, za nieukrywanie prawdy. Warto też zachęcać dziecko do abstrakcyjnego myślenia. Dzieci mają bujną wyobraźnię i często dają jej upust właśnie w postaci kłamstw. Trzeba zwracać uwagę na ten aspekt i pielęgnować w nich zdolność do magicznego myślenia, która czasami objawia się nawet zmyślonym przyjacielem. Złotą zasadą jest też oczywiście świecenie przykładem. Dziecko nie powinno brać na swoje barki kłamstw rodziców. Wręcz przeciwnie. Rolą rodzica jest uczenie dziecka wartości, jaką jest prawda.
Marek Jakubiak ostro skrytykował Rafała Trzaskowskiego za jego słowa o blokowaniu środków europejskich dla Polski. TVP Info wyemitowała we wtorek wypowiedź prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, który relacjonował swoją rozmowę z przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen na temat środków dla Polski z Krajowego Planu Odbudowy (KPO), których KE nie przekazuje rządowi z powodu zastrzeżeń związanych z funkcjonowaniem polskiego wymiaru sprawiedliwości. Trzaskowski o warunkach wobec Polski – Rozmawiałem z Ursulą von der Leyen. Jestem dobrej myśli, że Komisja Europejska będzie stawiała dodatkowe warunki (ws. odblokowania KPO - red.) i że te warunki będą musiały być spełnione, żeby te pieniądze popłynęły do Polski – powiedział Trzaskowski. W innej wypowiedzi pokazanej w TVP Info Trzaskowski dopytywany przez dziennikarza, jakie warunki ma na myśli, odparł: "Pieniądze muszą popłynąć do Polski natychmiast". Stacja przypomniała też wywiad Trzaskowskiego w Radiu Zet z 2018 r., w którym mówił: "Dzięki naszym staraniom te pieniądze nie przepadają, tylko te pieniądze będą mrożone. W związku z tym, jak my wygramy kolejne wybory, to te pieniądze zostaną odmrożone". Jakubiak: Rzeka pieniędzy zamieniła się w rzekę ścieków Słowa prezydenta Warszawy skomentował Marek Jakubiak. – Skubaniec kłamie w żywe oczy. Patrzy bez żadnej żenady. Naprawdę to jest talent – powiedział, śmiejąc się. – Pamiętam jak dziś, że w kampanii wyborczej do miasta stołecznego Warszawy Trzaskowski mówił, że jak zostanie prezydentem, to do Warszawy popłynie rzeka pieniędzy z Unii Europejskiej, wstrzymanych dzisiaj w niepewności, kto wygra. Ta rzeka zamieniła się w rzekę ścieków – ocenił Jakubiak, nawiązując do awarii w oczyszczalni ścieków "Czajka". – Tych pieniędzy nikt nie widział i nie będzie widział w Warszawie – stwierdził. Czytaj też:Trzaskowski zrezygnuje z urzędu? "Przede mną poważna decyzja"Czytaj też:Kto powinien być kandydatem PiS na prezydenta? Sondaż
dziecko kłamie w żywe oczy